Tryskający kilkoma pomysłami na minutę, co chwilę doznający olśnienia – tak według wielu powinien wyglądać człowiek kreatywny.
Warto odczarować pojęcie kreatywności jako daru niebios, zwanego natchnieniem i przypisywanego wielkim artystom. Kreatywność jest wpisana w naturę człowieka. Jako istoty myślące nie tylko reagujemy na to, co się dzieje w otoczeniu, ale też jesteśmy istotnym źródłem wszelkich zmian.
Zatem w jakim stopniu ten potencjał jest wrodzony, a w jakim można go rozwijać?
Oczywiście są pewne uwarunkowania genetyczne, jedne osoby „na starcie“ mają tego potencjału mniej, inne więcej, ale jesteśmy w stanie wzmacniać i rozwijać go przez ćwiczenia. Tak jak są skuteczne techniki uczenia się albo zapamiętywania, tak i istnieją techniki stymulowania kreatywności.
Na czym polegają takie ćwiczenia?
Przede wszystkim chodzi o to, żeby zwolnić się z myślenia, że coś jest niemożliwe, albo nie takie, jak powinno być – myślenie krytyczne może blokować kreatywność.
A jak wygląda sam proces kreatywności?
Klasyczny łańcuch twórczego myślenia rozpoczyna się od fazy przygotowania, w której zbieramy dane potrzebne do rozwiązania jakiejś sytuacji i na poziomie intelektualnym staramy się świadomie wymyślać rozwiązania albo wygenerować pomysły. To jest żmudna praca i w końcu może pojawić się frustracja, czyli stan „nie da się“. A wtedy – zamiast walić głową w mur i wściekać się na siebie albo na świat – można zrobić świadomą przerwę, zakładając, że jeżeli w tym czasie przyjdzie nam do głowy jakiś pomysł (co może się zdarzyć, ale niekoniecznie), to warto go zanotować. Niektórzy kładą nawet kartkę papieru koło łóżka, bo badania pokazują, że około trzeciej nad ranem z podświadomości uwalniają się albo niepokoje, które odrzucamy w ciągu dnia, albo genialne skojarzenia z tym, nad czym wcześniej pracowaliśmy. Olśnienie może pojawić się właśnie w tym czasie albo gdy już wrócimy do pracy.
Kiedy już wypracujemy wiele rozwiązań, przychodzi czas na ich weryfikację według kryteriów, które postawiliśmy sobie na początku.
Mówimy teraz o sytuacji indywidualnej, ale przyjrzyjmy się pracy w zespole. Jak powinna wyglądać burza mózgów?
W klasycznej burzy mózgów zaczynamy od fazy kreatywnej (zielonej), podczas której generujemy pomysły. Wszystkie je zapisujemy i na tym etapie żadnego się nie ocenia. Potem następuje faza inkubacji i ważne jest, by w tym czasie funkcjonowało tzw. pudełko na pomysły spóźnione – może mieć formę skrzynki mailowej lub telefonicznej, do której przekazujemy rozwiązania, czy prawdziwego pudełka postawionego w dostępnym miejscu. Dobrą praktyką jest zrobienie po przerwie drugiej fazy kreatywnej, kiedy do wcześniejszych pomysłów dokładamy kolejne. I dopiero wtedy rozpoczyna się faza oceny przez ekspertów (czerwona). W fazie burzy mózgów 90 proc. pomysłów trafia do kosza, 10 proc. jest do przemyślenia i tylko 1 proc. będzie strzałem w dziesiątkę, ale tutaj spełnia się powiedzenie, że ilość przechodzi w jakość, bo bez tych 90 proc. słabych pomysłów nie powstałyby genialne rozwiązania.
Znana jest także metoda, choć rzadko stosowana, „indywidualnej burzy mózgu“, kiedy nie mamy do dyspozycji grupy, a chcemy przepracować jakiś temat. Praktycznie wygląda to tak, że siada się nad kartką i zapisuje wszystkie pomysły, jakie przychodzą do głowy. Naturalne jest, że na początku mózg generuje sporo pomysłów, ale należą one do kategorii oczywistych, ze zbioru „już o tym myślałem“. Potem przychodzi faza chwilowej blokady, którą trzeba przeczekać, aż nadejdzie nowa fala, a wraz z nią pojawiają się pomysły mniej oczywiste. Robimy przerwę, po której wracamy do pracy kreatywnej i dopisujemy kolejne rozwiązania.
Zwykle boimy się przerwać pracę, jeśli dobrze nam idzie.
Tak, ale żeby doszło do inkubacji, czyli wylęgania się pomysłów, konieczna jest faza przygotowawcza. Musimy poznać i zrozumieć istotę problemu oraz zebrać wszystkie potrzebne dane.
https://youtu.be/yunEMIhZwp4

